Tym razem gospodarze wieczoru, Grażyna i Marek Ładomirscy, zabrali nas do Kolumbii i Wenezueli. Po przekroczeniu granicy brazylijsko-wenezuelskiej, po dziewiętnastogodzinnej podróży autobusem z oszronionymi szybami w temperaturze 12 st. C. dotarli do Puerto La Cruz. Tylko po to, aby zmienić autobus na inny, którym dotarli do Santa Fe. Jest to miejscowość położona na terenie Parku Narodowego Mochima na północno-wschodnim wybrzeżu Wenezueli.
Park obejmuje 94,935 ha powierzchni wodnej zatoki Santa Fe i Mochima Bay. Wybrzeże tego wodnego obszaru to strefa plaż, zatok i zatoczek słynących z niezwykłej urody. Z powodu różnych mikroklimatycznych zjawisk niektóre obszary parku to gigantyczne skały wystające z wody i niemal pozbawione roślinności, podczas gdy inne obszary są porośnięte roślinnością dżungli, lasów namorzynowych, a jeszcze inne to ciągnące się kilometrami szerokie, piaszczyste plaże. Nic więc dziwnego, że w tym raju postanowili spędzić trochę więcej czasu nurkując, pływając, obserwując wielobarwne bogactwo Morza Karaibskiego i odpoczywając w cieniu palm z przybraną córką i jej rodziną. Kilkudniowy pobyt w tym raju urozmaicali sobie zwiedzaniem sąsiednim wysepek.
Ogólne wrażenie z Wenezueli – bardzo przyjaźni Wenezuelczycy, zakochani w swoim kraju i jego przywódcy Chavezie, skansen dla starych, świetnie zachowanych samochodów sprzed epoki katalizatorów, tanie paliwo i przepiękne wybrzeża ciepłego Morza Karaibskiego.
Z Santa Fe, po ponad 15 kontrolach i zrzutkach na państwowych funkcjonariuszy kontrolujących przejazdy po drogach Wenezueli, przenieśli się do Kolumbii. Tym razem skusił ich Park Narodowy Tyrona, w którym spędzili 4 dni. Park obejmuje około 30 kilometrów kwadratowych obszaru Morza Karaibskiego i około 150 kilometrów kwadratowych ziemi ciągnący się na wschód od miasta Santa Marta.
Stąd ruszają dalej, do Kartageny, miasta wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Miasto jest głównym portem Kolumbii i stolicą departamentu Bolivar. Liczy około 1 milion mieszkańców. Do Kartageny przyciąga jednak głównie jej piękno – jest to jedno z najokazalszych miast kolonialnych na kontynencie południowoamerykańskim. Piękne, kolorowe uliczki, dużo zabytków, sporo małych knajpek i bardzo sympatyczni ludzie. Miękki i delikatny charakter nadają miastu liczne dzieła sztuki rozstawione pod gołym niebem.
Kolejnym miastem na mapie Kolumbii jest jej stolica, Bogota, do której państwo Ładomirscy wpadli na chwilę, aby zwiedzić starówkę i muzeum złota. Z Bogoty powędrowali w góry, do Armenii, stolicy kolumbijskiego regionu kawy, aby poznać smak prawdziwej, kolumbijskiej kawy i przyjrzeć się bliżej jej plantacjom. Przy tej okazji udało im się również zwiedzić nieczynną już kopalnię soli, która nie przyćmiła naszej rodzimej Wieliczki. Na zakończenie pobytu w rejonie kawy zwiedzili gospodarstwo produkujące kawę, gdzie, stosownie przebrani, wzięli udział w zbieraniu kawy, jej przygotowaniu do palenia, mielenia, degustacji i… w lekcji tańców ludowych.
Swój pobyt w Kolumbii zakończyli zwiedzaniem miasta Medellin, miasta okrytego niesławą przez kartele narkotykowe, porwania i wymuszenia. W Medellin spędzili dwa dni spacerując po mieście, zachwycając się jego wieloma parkami i w którym nie wyczuli najmniejszego zagrożenia. Medellin było też ostatnim miastem na kontynencie Ameryki Południowej, tu bowiem wsiedli w samolot i odlecieli do Panamy kończąc tym samym swoją 11 miesięczną przygodę z Ameryką Południową.
Ogólne wrażenie z Kolumbii – cała Columbia jest wspaniałym krajem serdecznych ludzi, pogodnych, uśmiechniętych i chętnie służących wszelką pomocą. W porównaniu do Wenezueli Kolumbia stanowi przeskok cywilizacyjny – ładne, nowoczesne miasta, pięknie zachowane zabytki, nowe, ładne autobusiki i czyste ulice.
Panama, znana głównie z Kanału Panamskiego, dzięki któremu statki, aby przepłynąć z zachodu na wschód Ameryki, nie muszą opływać Ameryki Południowej i przechodzić przez Cieśninę Magellana. Nam będzie się kojarzyć ze spotkaniem naszych podróżników z przyjaciółmi, którzy postanowili właśnie tam ich odwiedzić. Piękne, puste plaże, nowoczesne miasto z piękną starówką sprawiły, że 3 tygodnie upłynęły im na miłym wypoczynku w doborowym towarzystwie.
Kostaryka to kolejny kraj, w którym dzięki amerykańskim turystom rynek usług postawiony został na głowie. Wzdłuż drogi ciągną się kilometry plantacji palm olejowych. Spośród dostępnych atrakcji turystycznych Grażyna i Marek wybrali stolicę San Jose oraz dwa parki. Pierwszy park to wulkan, na który można wejść i zobaczyć wierzchołek sąsiedniego. Cała trasa, niestety, jest pokonywana w stylu błotno-bagiennym, jednak z pięknymi widokami i roślinnością, które rekompensują uciążliwość przemieszczania się w tym trudnym terenie. Kolejny park oferuje super atrakcję – zwiedza się go chodząc po podwieszanych mostach wśród koron drzew. Jeszcze większa atrakcją są tzw. tyrolki (ziplining), niektóre o długość przekraczającej 1 km.
Nikaragua, ziemia wulkanów. Wschodnie wybrzeże tego kraju, to od strony Morza Karaibskiego, nosi nazwę Wybrzeża Moskitów. W Nikaragui jest sporo miejsc, gdzie można odwiedzić czynne wulkany. Ludzie są przyjaźni, a ceny przystępne. Tu nasi podróżnicy wrócili do początków swojej podróży i zwiedzali Nikaraguę na rowerach.
Ponieważ Honduras należy do ścisłej czołówki światowej pod względem liczby popełnianych zabójstw, państwo Ładomirscy postanowili spędzić w nim tylko 3 dni i odwiedzili tylko jedno miejsce – Copan. Jest to jedno z wielu miast Majów, z bardzo dobrze zachowanym i utrzymany kompleksem budowli. Dodatkową atrakcję są liczne papugi, które zlatują się do karmników umieszczonych specjalnie dla nich przy wejściu na teren miasta i napełnianych codzienne rano świeżymi owocami. Ogólne wrażenia z Hondurasu – bardzo miłe.
Belize, wyjątkowo w tym rejonie kraj anglojęzyczny, zamieszkały przez ludność czarnoskórą z walutą, na której jest królowa angielska. Niestety, większość miejsc nie jest przystosowana do indywidualnej turystyki i wymaga skorzystania z agencji turystycznej. Kraj ma swój niebanalny koloryt i nikogo nie dziwi tutaj policjant z potężną ilością dredów na głowie. Są też wioski Menonitów żyjących zgodnie ze swoją tradycją. Belize jako kraj nie oferuje nic szczególnego do zobaczenia, po za wybrzeżem Karaibskim, paroma ruinami Majów, tzw. wioskami indiańskimi oraz parkiem, w którym jedyną atrakcją jest możliwość popływania pod wodospadem.
Z Belize, po paru przesiadkach, dotarli do Flores, miasta w północnej Gwatemali, nad jeziorem Petén Itzá. Najstarsza część miasta położona jest na wyspie na jeziorze Petén Itzá, połączonej obecnie z lądem krótką groblą. W czasach prekolumbijskich było to główne miasto Majów z grupy Itza, znane wówczas pod nazwą Tayasal. Nazywano je również Noh Petén, czyli „miasto-wyspa” lubTah Itzá, czyli „miejsce ludu Itzá”. Miasto na wyspie było ostatnią ostoją cywilizacji Majów, podbitą przez Hiszpanów dopiero w 1697. Obecnie jest to duży kompleks budowli z paroma wysokimi piramidami otoczony gęstą zielenią, po którym spacer trwał ładnych parę godzin.
Autostradą Panamerykańską państwo Ładomirscy dotarli do San Cristóbal de las Casas w Meksyku. Miasto położone jest w górach, na wysokości 2100 m n.p.m. w centralnej części stanu Chiapas. Jest stolicą kulturalną stanu i jednym z najpiękniejszych miast Meksyku. Okolice miasta zamieszkane są głównie przez miejscowych Indian, pierwotnych mieszkańców tych ziem, którzy mieszkają w małych wioskach położonych wysoko w górach, posługując się swoimi językami należącymi do rodziny języków majańskich. Wiele przewodników poleca zwiedzanie tych wiosek, a w jednej z nich Grażyna z Markiem zwiedzili kościółek, w którym oficjalnie panuje obrządek rzymsko-katolicki, ale w rzeczywistości troszeczkę się od niego różni.
Z San Cristobal Grażyna z Markiem udali się w głąb Półwyspu Jukatan, do Meridy i Uxmal. Merida to urocze, spokojne miasteczko. Jego atrakcją są pielgrzymki z okazji święta Matki z Gwadelupy, które dodają miastu niebywałego kolorytu. W okolicach Meridy znajduje się duży kompleks budowli pamiętających świetność kultury Majów, Chichén Itzá.
Uxmal to miasto-ruiny, kolejna pamiątka po Majach. Należało, obok Chichén Itzá i Mayapán, do głównych miast-państw cywilizacji Majów w okresie Nowego Państwa. Zostało opuszczone w XV w. Wśród ruin zachowały się liczne zabytki, takie jak piramida schodkowa ze Świątynią Czarownika (Świątynia Wróżbity), Domem (Czworokąt) Mniszek, Pałac Gubernatora. Dom Żółwi oraz boisko do gry w pelotę. W trakcie zwiedzania ruin Grażyna z Markiem trafili nieopodal na inscenizację tańca rekonstruowaną przez miłośników kultury Majów, którzy starają się odtworzyć koloryt i bogactwo zniszczonej przez najeźdźców kultury.
Na spotkaniu nie zabrakło pamiątek z podróży – kapeluszy i lalek wykonanych z naturalnych surowców takich jak trawa i drewno. Wieczór, zakończony poczęstunkiem, przeciągnął się do późnych godzin i był okazją do zadania jeszcze wielu pytań Grażynie i Markowi na temat tego etapu podróży, na które oni cierpliwie odpowiadali. To spotkanie, czwarte z rzędu, było też ostatnim spotkaniem z Ameryką Południową i Łacińską. Podróżowaliśmy po nich razem z Grażyną i Markiem od października 2013 r. do grudnia 2014 r. Przejechaliśmy z nimi przez 14 państw – Argentynę, Chile, Boliwię, Peru, Brazylię, Kolumbię, Wenezuelę, Panamę, Kostarykę, Nikaraguę, Honduras, Belize, Gwatemalę i Meksyk, z tego przez 4 na rowerze.