Eugeniusz Moczydłowski – rejsy nie tylko badawcze, 2015

tekst: Urszula i Zuzanna Pietrzak

Kolejne spotkanie w izbie pamięci rodziny Wodiczków i kolejny gość pan Eugeniusz Moczydłowski. Gościa przedstawiła Danusia Michalik wraz z Leszkiem Patejukiem. W miłą atmosferę spotkania wprowadzili nas śpiewająco Wala i Leszek Patejukowie i Adam Poławski (również akompaniament na gitarze). Zaproszony gość przedstawił nam meandry własnego życiorysu i poparł je fotograficzną ekspozycją oraz krótkim filmem.
Czego tam nie było! Eugeniusz Moczydłowski, urodzony w Czyżewie nad Bugiem, mieszkał w czasach młodości w Wołominie, tu chodził do Szkoły Podstawowej nr 4. Czas wolny, i nie tylko, spędzał na rozległych terenach rezerwatu Grabicz, który, jak sam to określił, było jego prawdziwym Titicaca. Następnie harcerski ośrodek wodny, pierwsza łódź żaglowa „edka”, rejs „edzią”’ do Szczecina, harcerskie omegi prowadzone z Warszawy na Mazury, morski horyzont za helską kosą z „Czerwonych Żagli” oraz wiele indywidualnych, nieco samobójczych akcji, jak spływ kajakiem po Bugu w 1970 r. Jak twierdzi sam Pan Eugeniusz: „uznałem żeglowanie za jedyną możliwą drogę w szeroki świat, mój kurs do wolności”.

Naukę kontynuował w Technikum Mechanicznym nr 1 przy ul. Wiśniowej w Warszawie, po nim zaś studia na Politechnice Warszawskiej, które ukończył na wydziale hydrologii i meteorologii. Na studiach również rozpoczęła się jego z przygoda z WYC. Po studiach rozpoczął pracę w charakterze wykładowcy w Wyższej Szkole Morskiej w Szczecinie. Powstała praca naukowa nt. optymalizacja drogi morskiej statku do czasu. Podczas pracy w Zakładzie Badań Polarnych PAN wziął udział w budowie Polskiej stacji Antarktycznej na wyspie Króla Jerzego.

Po powrocie zaangażował się w organizację rejsów z harcerzami, podczas których zrodził się pomysł budowy pełnomorskiego jachtu. Na takie przedsięwzięcie jednak trzeba mieć pieniądze i to spore- stąd praca w Szwecji i Finlandii. Mówiąc krótko, każdy grosz przeznaczony był na budowę „Virci” Stabilizacja życiowa poddana została próbie czasu. W międzyczasie pan Eugeniusz został kierownikiem IV Wyprawy Antarktycznej PAN na stacji im. H. Arctowskiego. Wydawać się może, że takie rzeczy zdarzają się tylko w książkach Centkiewiczów.

ksiazkiUkończenie budowy „Virci” zbiegło się z innym sukcesem – Pan Eugeniusz obronił doktorat w Zakładzie Badań Polarnych PAN. Mogło się wydawać, że kariera naukowa stała otworem, ale w naszym kraju myślenie odmienne od ogólnie oczekiwanego nigdy nie było w cenie. Stąd też Pan Eugeniusz, mówiąc krótko, naraził się, ale skrzydeł i żagli nie złożył. Pasja w nim tkwiąca tylko się utwierdzała, choć musiała jeszcze poczekać. Rodzina i dzieci wymagają troski, stabilności, również tej finansowej. Stąd sprzedaż „Virci” i praca w Zakładzie Biologii Filii UW w Białymstoku. Te 10 lat pobytu w Białymstoku to pełna stabilizacja, ale czegoś w niej było brak! Rezygnacja z intraty w USA, z wielomiesięcznych rejsów, czas, który płynął jak woda, szybko i nieodwracalnie… Machina wciągnęła talent i naukowe perspektywy. Z tego zrodziło się wydawnictwo Megas umożliwiające prezentację odmiennych stanowisk naukowych. To było nieuchronne Pan Eugeniusz odszedł z uczelni i zajął się bardziej ekonomicznie wydajnymi przedsięwzięciami. Spytacie, gdzie pasja, po co to wszystko? Nic nie poszło na marne – powstawały książki: „Pan Bóg czy dobór naturalny”, „Pod żaglami i na cumach” oraz „Pod żaglami Arktyki i Antarktyki”.

Zastanawiałam się po tym spotkaniu, co tak Pana Eugeniusza nakręcało, że jego życiorys tak się skomplikował życiowo, naukowo i rodzinnie. Przez krótką chwilę myślałam, że to woda jest tym motorem. Niesie w dal, zaciekawia, to pewne. Ale to zbyt proste tak płynąć i nic. Sam Pan Eugeniusz twierdzi, ze etos pracy wyniósł z domu rodzinnego, zdolności i chęci były w Nim. Widział zawsze odległe cele, tak jak na morzu odległy ląd, do którego płynie statek. Powoli krystalizował się sen o budowie nowego jachtu.

Duzy-Bialy-MisI stało się, powstał dzięki przychylności rodziny, zaangażowaniu przyjaciół, znajomych oraz pasjonatów. I wyłonił się z szopy, jako „Magnus Zaremba”, co brzmi dziwnie i tajemniczo. Ale jak wyjaśnia sam Pan Eugeniusz, to hołd dla historycznej tradycji rodzinnej i uhonorowanie własnej Mamy. Tym to jachtem w 2014 r Pan Eugeniusz popłynął przez zimne, a nawet lodowate wody od Gdańska po Spitsbergen. „Magnus” to jedyny taki wyporny i odporny na uściski lodów jacht na świecie. A Pan Eugeniusz ma nowy horyzont i niebawem będzie się „Magnusem” przebijał przez lody na północnych morzach. Jacht ma okrążyć Antarktydę i to zimą, rejs bowiem planowany jest na okres lipiec-wrzesień 2015 r. Przedsięwzięcie ma nazwę „Around the Winter Antarctic”. W ten rejs jacht wypłynie z portu Ushuaia na Ziemi Ognistej w kierunku granicy lodów. Jeśli jacht nie trafi na zbyt okrutne sztormy, planowane jest zbliżenie się do litego lodu w celu realizowania zamówionego programu badawczego. Szacunkowa długość rejsu do 15.000 mil.

Zadziwił nas Pan Eugeniusz udowadniając, ile człowiek może dokonać, jeśli tylko chce. To ambitne, choć sam Pan Eugeniusz wystrzega się tego patosu. A więc flaga na maszt i wędruj Żeglarzu… ! I do zobaczenia po szczęśliwym powrocie do portu i do nadwiślańskiej „Parowy”. Pomyślnych wiatrów i niech gwiazda wolności Cię prowadzi! AHOJ! Więcej…

Powrót

Komentarze są wyłączone.