Autor: Beata Żurawska
W piątkowy wieczór 17 marca gościliśmy Andrzeja Kaletę, twórcę obrazów, architekta odpowiedzialnego za aranżację wnętrz w wielu prywatnych domach i instytucjach w naszym powiecie, projektanta elewacji wołomińskich kamienic, malowideł w kościele Matki Bożej Częstochowskiej w Wołominie, ołtarza w kościele w Zagościńcu a także, wraz z żoną Ireną Kaletą, witraży w szpitalnej kaplicy. Artysta podzielił się z licznie zgromadzonymi gośćmi refleksjami na temat duchowej natury sztuki, procesu twórczego, czerpania inspiracji z codzienności i metafizyki. Swoją opowieść zilustrował obrazami, które prezentował ostatnio na wystawie „Moje natchnienia” w galerii w Fabryczce.
– Sztuka towarzyszy mi przez całe życie. Najpierw to była zabawa, ale podszyta czymś głębszym – zaznaczył od razu. Przygoda z malarstwem rozpoczęła się od nauki rzemiosła, szlifowania warsztatu, kopiowania dzieł mistrzów: rysunków Michała Anioła i Leonarda da Vinci. Talent Kalety dostrzegła profesor Barbara Szubińska. Pod jej kierunkiem przyszły artysta doskonalił swoje umiejętności. Potem były studia na wydziale konserwacji malarstwa i rzeźby polichromowanej na ASP w Warszawie i poszukiwanie własnej drogi artystycznej. Przełomowym momentem stało się odkrycie warstwy symbolicznej w grafice córki. To był impuls, który pociągnął za sobą zainteresowanie duchowością i sposobami jej odzwierciedlenia w sztuce.
– Moja córka studiowała na wydziale grafiki na ASP i poprosiła mnie o ocenę swojej pracy. Na małej kartce, zakreskowanej ołówkiem, znajdowała się szrama białego światła. Ja, konserwator dzieł sztuki, przekonany, że nad dobrą sztuką trzeba się napracować, nagle mam ocenić abstrakcję. Jednak dłużej przyglądając się tej pracy, dostrzegłem falbanę jej sukienki, jej zapach, gest i wrażliwość. Zaskoczyło mnie, jak wiele zdołała zawrzeć w tak małym rysunku. To było dla mnie prawdziwe odkrycie. Zrozumiałem, że sztuka rodzi się nie tam, gdzie byśmy chcieli – wspominał Kaleta.
Od tamtej pory inaczej patrzył na sam proces twórczy. Obrazy najpierw widział w sobie. Ich tworzenie było rozmową z własnym wnętrzem, poszukiwaniem ukrytego sensu zdarzeń. Sztuka stała się opisem tego doświadczenia za pomocą języka symboli.
Tutaj nasunęły się od razu analogie do marzeń sennych. Dla Kalety to bardzo ważna sfera. Od lat zapisuje swoje sny i odczytuje ich ukryte znaczenia. Jego zdaniem podobną pracę trzeba wykonać z obrazami. Czego zatem można się doszukać w tych abstrakcyjnych, wizjonerskich dziełach? Przede wszystkim emanacji platońskich idei. Świat według artysty ma naturę duchową, pochodzi od Boga. Poszczególne obrazy są odpowiedzią na pytania metafizyczne: jak powstał wszechświat, skąd się wzięło zło, czym jest nieskończoność, jakie są pozazmysłowe sposoby poznania. Poetyckim komentarzem do nich są wiersze Norwida i Leśmiana.
Człowiek jest wiecznym wędrowcem, który nieustanie podróżuje pomiędzy światami, zbiera doświadczenia i przenosi je w niedostępne rejony, a potem wraca i przetwarza je w dzieła sztuki. Twórczość jest sferą sacrum. Według Kalety pierwszym jej aktem było stworzenie świata przez Boga. Bóg jako duch nieskończony zaczerpnął z siebie pewną część i zaproponował współdziałanie. To był akt woli, który uruchomił proces twórczy. Na początku pojawiło się słowo czyli dźwięk i jego wibracje w przestrzeni. Następnie powstały kolory i atomy, wewnętrzne struktury życia. W podobny sposób artysta pracuje nad dziełem sztuki. Jest wtedy demiurgiem, odkrywa w sobie boską moc.
Co może powstrzymać tę eksplozję twórczości? Lęk – czyli zdaniem Kalety sztuczny wytwór, który odbiera nam pewność działania. Można go przezwyciężyć, jeśli odkryjemy, że cała wiedza jest w nas, jesteśmy wolnymi ludźmi, możemy kontrolować myśli i przejąć odpowiedzialność za własne życie. Zło, które istnieje w świecie, zaciemnia tę prawdę o nas. Nie ma ono pochodzenia boskiego, jak dobro. Twórcą zła jest człowiek, który dokonuje niewłaściwych wyborów. Powinniśmy używać własnego rozumu do oceny sytuacji i swojego postępowania, patrzeć na normy moralne w szerszym kontekście. Na przykład przykazanie „Nie kradnij” należy rozumieć również bardziej symbolicznie, a mianowicie tak, żeby nie kraść cudzej wolności.
Najważniejszą cechą artysty i człowieka jest bowiem wolność. Artysta nie będzie się nikogo słuchał, odpowiedzi szuka we własnym wnętrzu. W ten sposób odkrywa swoją misję. Aby nie stracić jej z oczu trzeba skoncentrować się na teraźniejszości, która jest nieskończonością. W niej bowiem trwamy, w niej nigdy nie ginie duchowość. – Rób to, co robisz. Tylko na tym się skup. Żyj chwilą, która jest teraz – takim wewnętrznym przykazaniem podzielił się z nami Kaleta. Wiąże się z tym docenienie codzienności, postawa uważności. Świat istnieje w nas, nie ma znaczenia czy mieszkamy w wielkim mieście – Warszawie, czy w małej Sobótce w górach. Tajemnicę można odczuć wszędzie, jeśli tylko dopuścimy do głosu naszą duchowość.