„Mazowsze”
Gości przybyłych do Izby powitała Izabela Wilczak w stroju kurpiowskim, w pięknym czepcu na głowie. Za nią pojawili się członkowie Kapeli Ludowej „Mazowszanie” śpiewając utwór „Mazowsze”, wszyscy ubrani w odświętne stroje ludowe z regionu Radzymina. Kiedy wybrzmiały ostatnie dźwięki skocznej piosenki, wyśpiewanej przez solistkę Kapeli Agatę Dąbrowską, pani Iza przedstawiła artystów wchodzących w skład Kapeli Ludowej „Mazowszanie” dodając, że działa ona przy Powiatowym Centrum Dziedzictwa i Twórczości w Wołominie. Podkreśliła również, że artyści grają na tradycyjnych instrumentach: na akordeonie Tadeusz Filipczuk i Jerzy Griegier, na kontrabasie Bogdan Kietliński (również śpiew), na skrzypcach Michał Przybyła. Kapela w swoim repertuarze ma utwory zgromadzone na terenie Mazowsza przez Oskara Kolberga w III tomie jego dzieła „Mazowsze. Obszar etnograficzny”.
„Jadą goście, jadą„
Na przybyłych do Izby gości czekały przygotowane śpiewniki, dzięki którym zebrani w Izbie goście tradycyjnie mogli przyłączyć się do wspólnego śpiewu. Pani Iza wyjaśniła, że w wybranych tekstach mogą pojawić się pewne rozbieżności z tekstami przygotowanymi przez Kapelę, ponieważ słowa piosenek ludowych przekazywane były ustnie z pokolenia na pokolenie. Były też niejednokrotnie modyfikowane na okoliczność różnych lokalnych wydarzeń, są więc znane w różnych wersjach w równych regionach.
Strój kurpiowski pani Izy był też okazją do zaprezentowania języka i obyczajów charakterystycznych dla tego regionu. Dodawanie literki „s” do każdego wyrazu nie wyczerpuje różnic językowych, których jest wiele w gwarze kurpiowskiej – są Kurpsie, jest psiwo, ale dziewczyny to już dziewczaki, a chłopcy to… siurki. Przytoczyła też przykład gwary mazowieckiej recytując dialog między chłopcem i dziewczyną z Mazowsza spisany przez Oskara Kolberga.
W przerwach między utworami pani Iza przybliżała odwieczny zwyczaj świętowania najkrótszej nocy w roku – nocy zwanej nocą Kupały, która przypada na letnie przesilenie Słońca około 21-22 czerwca. Kościół katolicki, nie mogąc wykorzenić tych corocznych, pogańskich obchodów wywodzących się z wierzeń słowiańskich, podjął próbę zasymilowania święta z obrzędowością chrześcijańską i na jego patrona wybrał św. Jana. Stąd wywodzi się późniejsza nazwa święta – noc świętojańska – obchodzona w wigilię imienin Jana, czyli w nocy z 23 na 24 czerwca. Na południu Polski, Podkarpaciu i Śląsku uroczystość o podobnym charakterze zwie się sobótką lub sobótkami, a na Warmii i Mazurach – palinocką. Nazwa noc Kupały lub kupalnocka utrwaliła się w tradycji Mazowsza i Podlasia.
„Zachodzi słoneczko”
Kupalnocka poświęcona jest przede wszystkim żywiołom ognia i wody i obchody rozpoczynały się od rytualnego skrzesania ognia z drewna jesionu i brzozy, po uprzednim wygaszeniu wszelkich palenisk w całej wsi. W obranym miejscu wbijano w ziemię brzozowy kołek, po czym zakładano nań jesionową piastę, koło ze szprychami owiniętymi smoloną słomą. Następnie obracano koło tak szybko, że w wyniku tarcia zaczynało się ono palić. Wtedy je zdejmowano i płonące toczono do przygotowanych nieopodal stosów, dzięki czemu zajmowały się ogniem. Szeregi stosów układanych zazwyczaj na wzgórzach płonęły owej nocy niemalże w całej Europie. Wiara w niezwykłą moc ziół skłaniała dziewczyny w przeddzień święta do zbierania najpiękniejszych okazów bylicy, dziurawca, paproci, tymianku, rumianku, czarnego bzu, kopru włoskiego, piołuny, geranium, mięty, biedrzeńca, krwawnika pospolitego, piołunu i ruty. Ogień sobótkowy chronił przed chorobami, czarami, burzą, gradem dzięki, niebezpieczeństwem właśnie dzięki magicznym właściwościom ziół wrzucanych w noc Kupały do rytualnych płomieni, koniecznie przy wtórze zaklęcia:
Myśmy przyszły tu z daleka,
popaliły ognie święte.
Nie zabiorą nam już mleka
czarownice te przeklęte.
Niech Bojruta w ogniu trzeszczy,
Czarownica w ogniu wrzeszczy
Niech bylicy gałąź pęka,
Czarownica w ogniu stęka.
Ogień sobótkowy chronił przed chorobami, czarami, burzą, gradem. Skakanie przez ogniska i tańce wokół nich miały oczyszczać, chronić przed złymi mocami i chorobą. Wiążące się z Nocą Kupały zwyczaje i obrzędy słowiańskie miały zapewnić świętującym zdrowie, płodność i urodzaj.
„Tam koło młyna” i Cyt, cyt”
O świcie młode dziewczęta i młodzi chłopcy, którzy poszukiwali na mokradłach purynowego kwiatu powracali do wciąż płonących ognisk, by przepasawszy się bylicą, trzymając się za dłonie, przeskoczyć przez płomienie. Skok ów kończył obrządek przechodzenia przez wodę i ogień, i w tym jednym dniu w roku swojego czasu stanowił podobnie rytuał zawarcia małżeństwa. Poza skakaniem przez ogień i szukaniem kwiatu paproci, w noc Kupały odprawiano również rozmaite wróżby, bardzo często związane z miłością, które miały pomóc poznać przyszłość. Wróżono ze zrywanych w całkowitym milczeniu kwiatów polnych i z wody w studniach, z rumianku i kwiatów dzikiego bzu, z cząbru, ze szczypiorku, z siedmioletniego krzewu kocierpki, z bylicy i z innych roślin. Powszechnie wierzono też, iż osoby biorące czynny udział w sobótkowych uroczystościach, przez cały rok będą żyły w szczęściu i dostatku.
„Wiła wianki”
Kiedy pani Iza poruszyła temat wianków, nie omieszkała zauważyć i pochwalić pięknych wianków, którymi byli przyozdobieni niektórzy goście – panie i panowie. Noc sobótkowa w tradycji ludowej była również nocą łączenia się w pary. Dla dziewcząt, które nie były jeszcze zaręczone i pragnęły uniknąć zwyczajowej formy dobierania partnerów z pomocą swatów, noc Kupały była szansą zdobycia ukochanego. Zamoczone w wodzie zioła stawały się lekarstwem na miłość. Dziewczyny plotły wianki i puszczały je na wodę, chcąc wywróżyć przyszłość. Niewiasty plotły wianki z kwiatów i magicznych ziół, wpinały w nie płonące łuczywo i w zbiorowej ceremonii ze śpiewem i tańcem powierzały wianki rzekom i strumieniom. Poniżej czekali chłopcy, którzy próbowali wyłapywać wianki. Każdy, któremu się to udało, wracał do świętującej gromady, by zidentyfikować właścicielkę wyłowionej zdobyczy. W ten sposób dobrani młodzi mogli kojarzyć się w pary bez obrazy obyczaju, nie narażając się na złośliwe komentarze czy drwiny. Wianek wyłowiony przez chłopca był dobrą wróżbą dla panny, wianek, który utknął gdzieś w szuwarach lub odpłynął w siną dal niewyłowiony przez nikogo szczęścia nie zwiastował, ale dawał nadzieję na kolejny rok, w przeciwieństwie do wianka, w którym zgasło łuczywo, a co wróżyło pannie staropanieństwo.
„Jarzębina czerwona”
Punktem kulminacyjnym owego święta, który następował po skokach przez ognisko i puszczaniu wianków, było poszukiwanie kwiatu paproci. Owej nocy przyzwalano młodym nawet na wspólne oddalenie się od zbiorowiska i samotny spacer po lesie w poszukiwaniu purynowego kwiatu wróżącego pomyślny los. Przy tych poszukiwaniach, dla dziewcząt na wydaniu, specjalne znaczenie miała roślina zwana nasięźrzałem, która rosła na leśnych polanach. Panny pilnie szukały jej za dnia, a o północy biegły na polanę, rozbierały się i kąpały w nocnej rosie przesiąkniętej wonią nasięźrzału. Jego magiczne działanie należało wzmocnić wierszowanym zaklęciem:
Nasięźrzale, nasięźrzale,
Rwę cię śmiale,
Pięcią palcy, szóstą dłonią,
Niech się chłopcy za mną gonią;
Karczmarze, owczarze, sołtysi,
A potem w całej wsi
Po stodole, po oborze,
Dopomagaj, Panie Boże.
„Stoi grusza zielona”
Najważniejsze święto pogan czciło młodość, miłość i płodność. Po takiej „świętej orgii” rodziły się dzieci, do ojcostwa których nikt się nie przyznawał. Wierzono jednak, że seks w ciągu tej nocy to nie grzech. Rozgrzeszenie łatwo było uzyskać. Wystarczyło przeskoczyć przez ogień lub wykąpać się w rosie. Ciekawostką przekazaną przez panią Izę była informacja, że w owych czasach dużym wzięciem cieszyły się wolne niewiasty posiadające… jedno dziecko. Dawały tym świadectwo swojej stuprocentowej płodności. Przy okazji tematu „dzieci” pani Iza przypominała zebranym różne wyliczanki, które kiedyś były powszechnym elementem każdej dziecięcej zabawy: „Kipi kasza…”, „Siedzi baba na cmentarzu…”, „Siała baba mak…”, „Ene due…”, itp.
„Lipka zielona”
Folklor to największy nasz skarb narodowy. Powinniśmy dbać o to, aby tradycje przechodziły z pokolenia na pokolenie. Kurpie to region, w którym te tradycje są pielęgnowane i gdzie zachowało się do dzisiaj wiele różnorodnych obrzędów i zwyczajów. Gdzie strój ludowy jest strojem noszonym przez wielu mieszkańców tego regionu w dni świąteczne. Pani Iza, na przykładzie swojego stroju, opisała poszczególne jego części: surdut, spódnicę, fartuch i czółko, czyli czepiec. Gości zebranych w Izbie najbardziej rozbawił pympek, czyli ozdobny element czepca. Wyjaśniła też, dlaczego czerwone korale nie są elementem tradycyjnego stroju Kurpianki. W tym tradycyjnym stroju ludowym zaprosiła wszystkich zebranych do Myszyńca na miodobranie, które odbywa się tam tradycyjnie w ostatnią niedzielę sierpnia. W tym roku będzie to już 39 Miodobranie Kurpiowskie. Piękna, długoletnia tradycja! Może Wołomin również doczeka się kiedyś swojej?
„W zielonym gaju” i „Dwanaście listeczków”
Tymi utworami zakończyła się część artystyczna pełna czaru, magii i humoru, który od wieków towarzyszy radosnym obchodom nocy świętojańskiej. Jak zwykle w Izbie spotkanie zakończyło się miłymi rozmowami przy słodkim poczęstunku i, wyjątkowo, przy muzyce ludowej. Galeria