Wieczorem w Izbie Muzealnej Wodiczków pojawili się liczni goście na spotkanie z Alicją i Tomaszem Woźniak. Danuta Michalik przypomniała zebranym o dwóch projektach, które są realizowane w Izbie dzięki wsparciu Gminy i Starostwa Wołomińskiego. Leszek Patejuk przypominał zebranym wszystkie spotkania z cyklu „Podróże Wołominiaków”, co na osobach, które pojawiły się w Izbie po raz pierwszy zrobiło duże wrażenie. Poprosił też Joannę Małolepszy o przedstawienie zaproszonych gości. Pani Joanna opowiedziała o ich wieloletniej przyjaźni i o tym, jak zrodził się pomysł na zaproszenie państwa Woźniak do Izby Wodiczków. Pani Alicja jest absolwentką Akademii Rolniczej w Poznaniu, a pan Tomasz ukończył Akademię Ekonomiczną we Wrocławiu, gdzie był animatorem turystyki w Akademickim Klubie Turystycznym. Jest również absolwentem szkoły muzycznej. Wszystkie relacje z podróży i komunikaty o działalności fundacji, z którymi państwo Alicja i Tomasz Woźniak współpracują zamieszczają na swoim blogu http://afryka.blox.pl/html
Ich wspólną pasją są podróże i poznawanie świata, a także szczególnych miejsc w Polsce. Do tego należy dodać pasję fotograficzną. W Afryce byli 22 razy, po raz pierwszy w 1987 roku. Od 2005 roku każdą wolną chwilę spędzają w Afryce, najczęściej w krajach położonych na południe od równika. Prowadzą fotograficzne poszukiwania wolnych i dzikich zwierząt – gepardów, słoni, lwów. Wspierają ochronę tych zwierząt poprzez aktywny udział w działaniach fundacji Cheetah Conservation Fund (Funduszu Ochrony Cheetah), w skrócie CCF. Fundacja powstała w Namibii w 1990 r. i jest światowym liderem w dziedzinie badań i ochrony gepardów. Celem działalności CCF jest ratowanie gepardów żyjących w naturalnym środowisku. Swoją działalność Fundacja prowadzi również w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Wielkiej Brytanii oraz, jako organizacje partnerskie, w kilku innych krajach. Są również członkami organizacji charytatywnej Save Elephants (STE) zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii z siedzibą w Kenii, która została założona we wrześniu 1993 r. Celem tej organizacji jest zapewnienie przyszłości słoniom oraz utrzymanie piękna i ekologicznej integralności miejsc, w których żyją. Państwo Woźniak wystąpili w bluzach organizacji Born Free, która zajmuje się przejmowaniem zwierząt z cyrków i ogrodów zoologicznych, które często żyją w nich w okrutnych warunkach i przywracaniem im naturalnego środowiska, w którym kiedyś żyły. W ośrodku Fundacji odzyskane z niewoli gepardy są przysposabiane do szybkiego biegu, który je tak bardzo charakteryzuje. Początkowo są to proste gonitwy za zwykłą szmatką, które sprawiają im wiele radości. Z czasem dzięki takim treningom, osiągają większą sprawność.
Pan Tomasz, rozpoczynając przygotowaną prelekcję zaznaczył, że spośród ogromu informacji na temat regionu obejmującego Kenię, Tanzanię, Namibię, Botswanę i RPA wybrał zagadnienia będące kwintesencją naszych ogólnych wyobrażeń o Afryce. Zaznaczył, że zmiany w niej zachodzące sprawiły, że pod wieloma względami w tym rejonie państwa afrykańskie wyprzedziły Polskę. Tanzania, Kenia, Botswana to kraje czerpiące gigantyczne zyski z turystyki związanej z podglądaniem dzikiej przyrody, a baza turystyczna w odwiedzanych przez nich krajach oferuje przybyszom wszelkie możliwości w szerokim zakresie cenowym. Zebrani w Izbie goście mogli obejrzeć na zdjęciach sprzęt turystyczny, jakim dysponują podróżujący po Afryce turyści, poczynając od skromnych, tanich warunków dostępnych na każdą niemal kieszeń, a na komfortowych wręcz warunkach kończąc. Opisując typowy biwak w buszu pan Tomasz podkreślił znaczenie solidnego, niejednokrotnie topornego sprzętu turystycznego, w który bywali wyposażeni podczas swoich podróży. Ten sprzęt na pewno nie należał do lekkiego, z którym łatwo się przemieścić, był natomiast niezwykle solidny. Przecież w trakcie posiłku mogą nas odwiedzić słonie! Noclegi w namiocie wyposażonym w moskitierę są znakomite wtedy, kiedy nocleg wypada np. w delcie rzeki Okawango, do której nocą przychodzą zwierzęta spragnione wody. Okawango jest wyjątkową rzeką, nie uchodzi bowiem do morza, ale kończy swój bieg w kotlinie Kalahari, uchodząc do bagnistego zbiornika Okawango (tzw. delta Okawango) w Namibii. W takiej scenerii można bezkarnie podglądać słonia w kąpieli, nosorożca czarnego pijącego ukradkiem wodę i hipopotama wynurzającego się z wody.
Zgromadzeni w Izbie goście poznali też szeroki zestaw środków transportu, z którego można korzystać podczas pobytu na sawannie – od samochodów terenowych typu jeep, poprzez małe busiki z napędem 4×4, a na ciężarówkach kończąc (najtańszy sposób podróżowania po Afryce dla małych 7-8-osobowych grup). Można też korzystać z przeprawy łodzią, lub, w trudnych, dzikich warunkach przyrody, jakie panują np. w Botswanie z małych samolotów. Już 2005 r. w Afryce były dostępne samochody wyposażone w ogniwa słoneczne, dzięki którym turysta może korzystać z zamrażarek, światła, ciepłej wody. Zachęcali też do korzystania, jeśli to będzie możliwe, z tzw. lodży, czyli małych pensjonatów z obowiązkowym basenem.
Swoją pierwszą podróż do Afryki w 1985 państwo Wożniak odbyli z niemieckim biurem turystycznym. Po tych doświadczeniach postanowili sami odkrywać Czarny Kontynent korzystając jedynie z pomocy lokalnych, afrykańskich biur turystycznych. I tę formę podróżowania bardzo polecali zebranym. Na przestrzeni wielu lat człowiek zaadaptował tereny do własnych potrzeb – rolnictwo, przemysł – ograniczając w ten sposób naturalne tereny żyjących tam zwierząt. Dzikie tereny kurczą się w szybkim tempie. Tym samym zanikają trasy migracyjne zwierząt – np. na terenie RPA zwierzęta mogły swobodnie przechodzić z parku do parku, obecnie nie jest to możliwe, bo na trasach migracji powstały miasta, wioski, w najlepszym przypadku autostrady. Brak korytarzy migracyjnych powoduje tzw. chów wsobny, co przyczynia się do zwiększenia zachorowań wśród zwierząt np. na gruźlicę, która dziesiątkuje populacje lwów. O ile tak się dzieje jeszcze w RPA, to już w Kenii ludzie zaczynają naprawiać popełnione błędy i tworzą korytarze migracyjne dla słoni, żyraf, antylop i innych zwierząt na szeroką skalę. Ten ruch rozprzestrzenia się w pozostałych krajach położonych na południe od równika. Pan Tomasz zaznaczyła, że w Polsce bardzo powoli zaczyna się zmieniać mentalność, która niestety każe traktować łowiectwo (a nie walory przyrodnicze) jako dobro narodowe. W Afryce nie ma łowiectwa, nie ma myśliwych. Zamiast nich, niestety, są kłusownicy i wyrządzają swą rabunkową gospodarką nastawiona na szybki zysk, ogromne szkody.
Najbardziej z powodu kłusownictwa cierpią słonie. W ich przypadku człowiek jest bezpośrednią przyczyną stopniowego znikania z powierzchni Afryki. O ile na początku wieku XX populacja słoni liczyła ok. 1 mln sztuk, to obecnie wynosi 400.000. Między rokiem 2010 i 2012 w Afryce zostało zabitych 100 000 słoni. Obecnie z rąk kłusowników ginie ok. 100 słoni dziennie. A słonie to afrykańscy ogrodnicy i inżynierowie krajobrazu, sadzający nasiona i tworzący siedlisko wszędzie tam, gdzie się poruszają. Bez pilnych działań mających na celu ich ochronę tego zagrożonego gatunku słonie afrykańskie mogą zniknąć z naszej planety podczas życia jednego pokolenia. Dzięki staraniem ludzi – strażnikom w parkach narodowych, wolontariuszy – udaje się trochę powstrzymać akcje kłusowników, ale niestety żądza pieniądza jest bardzo silna, zwłaszcza wśród Chińczyków, którzy z kłów słoni produkują szereg swoich chińskich specjałów. Wybierając największego słonia w stadzie kłusownicy wybierają najczęściej przewodnika, bo taką rolę pełnią stare, doświadczone słonie. Po utracie przewodnika pozostałe słonie gromadzą się wokół jego zwłok i są bezradne – nie wiedzą, gdzie powinny się udać. Stanowią wtedy łatwy cel dla polujących na nie kłusowników. Często ofiarą kłusowników pada słonica-matka, przy boku której kroczyło małe słoniątko, całkowicie od niej zależne. Do niedawna małe słonie padały z głodu, bo nie przyswajały innego pokarmu, który starali się podawać im ludzie. Mały słoń spożywa mleko matki przez dwa lata i nie odżywia się niczym innym. Brak tego mleka skazywał go na śmierć głodową. Czasami, jeśli w stadzie jest inna matka karmiąca, to zdarza się, ze dopuszcza taką sierotę do swojego pokarmu. Jeśli jednak jest ma słaba kondycję, to tego nie zrobi. Słonie praktycznie nie trawią kazeiny, dlatego karmione śmietanką i krowim mlekiem umierały w wyniku zatrucia. Rozwiązaniem tego problemu poświęciło się małżeństwo Dafne i David Sheldrick. Daphne Sheldrick założyła w 1987 r. schronisko dla osieroconych słoni w Nairobi. Jej mężem i patronem sierocińca był zmarły w 1977 r. David Sheldrick, jeden z założycieli Parku Narodowego East Tsavo w Kenii. To tam Daphne wychowywała osierocone antylopy, nosorożce i przede wszystkim – ukochane słonie. Kilkadziesiąt lat zajęło im opracowanie mlecznej mikstury dla słoniątek, która składa się głównie z preparatu mlekozastępczego dla ludzkich niemowląt i mleka kokosowego. Bardzo ważna jest też podaż wielonienasyconych kwasów tłuszczowych, które są niezbędne do prawidłowego rozwoju układu nerwowego. Słonie żyją ok. 60 lat, a ich naturalnym wrogiem jest… własne uzębienie. Prze lata słoń korzysta z 6 „garniturów” uzębienia, które się ściera i odrasta na nowo. Niestety, po ostatnim szóstym garniturze nie pojawia się nowy. Słoń ginie z głodu, ponieważ nie ma czym przeżuwać jedzenia. Słonie są bardziej ludzkie niż ludzie – opiekują się sobą bardziej niż ludzie. Wytworzyły olbrzymie więzy między sobą. Potrafią zapamiętać do 160 osobników, które spotykają na swojej drodze w ciągu życia. Pamiętają również swoich prześladowców i doznane od nich przykrości.
Kiedy państwo Woźniak odbyli swoją pierwszą podróż do Afryki, to, co ich urzekło, to były gepardy, które mogli fotografować z bliska i które sprawiały wrażenie, że są wszędzie. Kiedy wybrali się ponownie w te same rejony w 2005 r. już ich tam nie zobaczyli. Wyjaśniono im, że populacja gepardów zmniejsza się z roku na rok w szybkim tempie. W 2005 r. na całym kontynencie afrykańskim było 10.000 gepardów, ale w 2016 r. zostało już ich tylko ok. 7.000. Sprawcą pośrednim tego ubywania jest, oczywiście, człowiek. Brak szlaków migracyjnych i towarzyszący temu procesowi chów wsobny sprawił, że gepardy, podobnie jak lwy, również cierpią na choroby genetyczne, które dziesiątkują ich miot. Co drugi-trzeci gepard rodzi się z wadą genetyczną na tyle poważną, że nie dożywa dorosłego wieku. O ile w jednym miocie samica geparda może powić średnio 6 kociaków, to do wieku dorosłego przeżywa już tylko 1-2 z nich. Pan Tomasz podkreślił też, że gepard jest jedynym wielkim kotem, który ma jedną wspólną cechy z naszym kotem domowym. Otóż gepard mruczy, mruczy kiedy jest zadowolony, tak, jak mruczą nasze milusińskie, domowe koty.
Prezentacja zdjęć rozpoczęła się od sesji fotograficznej prześlicznej samicy geparda o imieniu Malajka. Pan Tomasz nauczył zebranych rozpoznawać poszczególne egzemplarze tych kotów za pomocą charakterystycznego układu plamek pod oczyma i końcówce ogona. Opowiedział też o pracy naukowców japońskich, którzy w ośrodku Cheetah Foundation dokonali pomiarów prędkości rozwijanych przez gepardy. Udowodnili, że gepard w ciągu 5 sek. osiąga prędkość 100 km/godz. i potrafi rozwinąć prędkość 105 km/godz. na krótkim dystansie ok 200 m. Do tej pory żadne zwierzą nie pobiło tego rekordu. Sama Malajka zasłynęła na sawannie tym, że była pierwszym gepardem, który wykorzystał dach samochodu do obserwacji otaczającego ją środowiska, czyli wypatrywania najbliższego posiłku. Jej dzieci stały się jeszcze bardzie sławne, bo wskakiwały na kolana turystom przejeżdżającym przez sawannę w otwartych samochodach. Malajce, bardzo mądrej i pięknej gepardzicy, udaje się zawsze wychować 3-4 dzieci – po sawannie krąży już trzecie pokolenie jej dzieci. Malajka stała się też główną bohaterką filmu nakręconego przez BBC, w którym opowiadał o niej telewidzom sam sir David F. Attenborough.
Pan Tomasz zaznaczył, że przy organizowaniu wycieczki bardzo ważnym elementem jest dobór przewodnika, który czuwa nad bezpieczeństwem turystów, ułatwia im poruszanie się w naturalnym środowisku zwierząt oraz dostarcza wrażeń, czyli umiejętnie trafia na ślady zwierząt i wie, gdzie i kiedy można je obejrzeć. Polecał miejscowe biura turystyczne, które mają w swojej ofercie organizację pobytu podczas safari i śledzenie dzikich zwierząt. Zawsze można sprawdzić ich rekomendacje i wybrać te z najlepszymi ocenami. Co jest istotne, biura te mają również koncesje na noclegi i na wejścia do parków narodowych, w przeciwieństwie do prywatnie podróżujących turystów, którzy mogą napotkać niejednokrotnie trudności w tym zakresie. Ostrzegał też przed naganiaczami, którzy czyhają na turystów na lotniskach i na dworcach oferując własne usługi turystyczne w podróżowaniu śladami dzikich zwierząt. Ich usługi pozostawiają wiele do życzenia i często zdarza się, że składane przez nich obietnice są bez pokrycia.
Nagrodą za wyjazd na safari są zdjęcia lwa, geparda, słonia, żyrafy – nie w klatce w zoo, lecz w ich naturalnym środowisku, jakim jest sawanna. Kiedy na ekranie pojawiła się ponad 200-kilogramowa antylopa topi, która w rytm „Marsza tureckiego” W. A. Mozarta wykonywała taneczne podskoki, nikt już wśród zebranych gości nie miał wątpliwości, dlaczego państwo Woźniakowie pokochali Afrykę. Przepiękne zdjęcia Góry Kilimandżaro, Krateru Ngorongoro i Równiny Serengeti w Tanzanii, Sawanny Masai Mara w Kenii, Gór Smoczych w RPA, Lesotho i Suazi. Zdjęcia wielobarwnych ptaków – zimorodki, kraski, żołny – i tych mniej barwnych, lecz niezwykle pożytecznych – sępów, sekretarzy i marabutów. Zdjęcia kwiatów księżycowych, bezgrzywych lwów i palm dum w krainie Samburu, pięknych kobiet z plemienia Himba w Zachodniej Namibii, kobiet z delty Okawango, które żądnej pracy się nie boją, ludu Samburu zamieszkującego Kenię i borykającego się z klęskami suszy. Zdjęcia te są osłodą w długie, zimowe wieczory pełne oczekiwania na kolejną wyprawę, a na zebranych w Izbie gościach zrobiły takie wrażenie, że domagali się ich więcej i więcej. Pan Tomasz wyjaśnił, że Afryka działa na nich szalenie pozytywnie. Przebywanie z takimi zwierzętami, jak gepardy w ich naturalnych warunkach pozwala im ładować akumulatory na długi czas rozłąki z Czarnym Lądem i daje wiele dobrej energii, z której czerpią żyjąc i pracując w Polsce, z dala od tych wspaniałych zwierząt. Afrykańskie krajobrazy i przeżycia są nawet w stanie zaćmić najwspanialsze piramidy słońca w Meksyku.
Było mnóstwo pięknych zdjęć, ciekawe historie zwierząt ilustrowane filmami, interesujące opowieści z tych tak wielu afrykańskich wypraw. Były też sfilmowane sceny mrożące krew w żyłach – polowanie geparda na antylopę, walki bawołów z lwami, zdenerwowane słonie goniące podróżników po sawannie. A to wszystko przy dźwiękach dobrej muzyki i wesołego, żywiołowego komentarza pana Tomasza na temat tego, co pojawiało się na ekranie. Filmem ze słoniami odchodzącymi (w takt walca F. Chopina) z Samburu w poszukiwaniu wody, która spadła deszczem gdzieś w odległym rejonie na północy pan Tomasz zakończył swoje afrykańskie opowieści. Zachęcił zgromadzonych do podobnych podróży i proponował rozpoczęcie takiej przygody od Namibii, kraju bardzo przyjaznego turystom, świetnie przygotowanego na ich przyjęcie, oferującemu przybyszom bardzo dobrze zaopatrzone sklepy z wieloma produktami, do których przywykli w swoim kraju – chlebem, kiełbaskami, kartami płatniczymi. Klimat tego kraju też jest bardzo przyjazny – jest sucho, nie jest za gorąco, nie bywa zimno, nie ma niebezpieczeństwa zachorowania na malarię. Nawet krajobrazy tego kraju są swojskie – miejscami przypominają rozlewiska rzeki Liwiec, miejscami nasze Bieszczady. Jedynym mankamentem jest bardzo niskie zaludnienie – Namibia to kraj ponad dwukrotnie większy od Polski zamieszkany tylko przez 2,2 mln ludzi – oraz brak wody pitnej, o której zapasy trzeba dbać podczas podróży.
Po zakończeniu prezentacji goście mogli zapytać panią Alicję i pana Tomasza o szczegóły dotyczące afrykańskich podróży. Była też okazja na złożenie zaległych życzeń z okazji imienin Grażyny oraz, jak zwykle w Izbie, nawiązania wielu nowych i odnowienia starych znajomości.